Goya obudził się koło piątej z niesmakiem w ustach, w wymiętej koszuli i z burczeniem w brzuchu. Urządził sobie wycieczkę do łazienki, potem do kuchni. Zarzucił na siebie pierwsze lepsze ubrania, które miał pod ręką. Większość i tak była w kolorach szarości, błękitu, granatu i czerni.
Miał dosyć mizerne zdolności kucharskie, ale kiedy nie było pod ręką kobiety, musiał jakoś bronić się przed śmiercią głodową, więc nauczył się paru rzeczy. Jedząc jajecznicę poczuł przyjemny zapach z kawiarni. Zerknął w stronę drzwi i na swój talerz. Westchnął i wstał od stołu. Zarzucił na siebie jeszcze jakiś rozpinany sweter i wyszedł. Tłok był dużo większy niż poprzedniego dnia. Wślizgnął się do środka podobnie jak wcześniej. Nie było jednak wielu zajętych stolików. Mimo wszystko, choćby ekstrawaganccy do granic możliwości, musieli mieć swoją pracę. Spragnieni porannej kawy i słodkich muffinek ustawili się w kolejce przy ladzie. Goyi na sam widok słodkich pyszności opadła szczęka. Równocześnie kolejka wydawała się zupełnie nie maleć. Pogodzony z tym, że będzie musiał zaczekać usiadł przy stoliku, tyłem do lady, żeby bardziej się nie torturować. Przeczytał sms gratulacyjny od przyjaciela i aż pokręcił głową, że dał się wciągnąć w tą robotę.
-Musisz czuć się jak dziecko we mgle.- Usłyszał za sobą głos dziewczyny, który chyba już znał. Odwrócił głowę i spojrzał w górę. Ciemnoskóra piękność, z kubkiem kawy w jednej i czekoladową muffinką w długiej ręce, usiadła naprzeciwko niego.
-Miło znów pana widzieć. -Uśmiechnęła się słodko. Miała na sobie tym razem swobodniejszy strój, przez co należy rozumieć nie-suknię. Prosta spódnica w prążki, biała, niedopięta bluzka i czarny, kapelusz w męskim stylu. Włosy związane w warkocz. Nie mógł się powstrzymać, żeby nie spojrzeć na jej dekolt, co ona oczywiście zauważyła i zachichotała.
-Długo pan czeka?
-Dopiero przyszedłem.
Znowu się zaśmiała.
-Długo pan tu posiedzi.- Przesunęła muffinkę w jego stronę.
-Proszę. Ja i tak nie zamierzałam teraz jej zjeść.
Kiedy ugryzł poczuł się jak w niebie.
-Mieszka pan najbliżej, a będzie pan ostatni- uprzedziła jego pytanie. -Plotki szybko się rozchodzą. Każdy już wie, że mamy nowego strażnika widmo. Ale na szczęście dla pana, jeszcze nie wiedzą jak wygląda.
-Pani imię…?
-Nofret. Trudno zapamiętać, wiem.- Wyciągnęła ze stanika wizytówkę i położyła na stole. Goya znowu gapił się jak cielę.
-Ta sztuczka zawsze się podoba.- Wypiła łyk kawy i zrobiła dłuższą pauzę poważniejąc. -To całkiem zabawne. Nowi nigdy nie rozumieją tego co się wokół nich dzieje. Ale przyzwyczai się pan, na pewno-stwierdziła, po czym wstała z miejsca.
-Śpieszę się do pacjentki, ale jeśli zechce pan czegoś się dowiedzieć ma pan mój numer.- Już się odwróciła, ale coś jej się przypomniało. -Możemy przejść na ty?- Nie czekając na odpowiedź, zmysłowo kołysząc biodrami wyszła z kawiarni.
Goya kolejny raz ugryzł muffinkę. Ta kobieta przypominała mu w jakiś sposób tornado. Podniósł wizytówkę. Dr.Nofret Jones, psycholog, psychiatra. Trudno mu było uwierzyć w te specjalizacje, biorąc pod uwagę jej wygląd i zachowanie. Zaczął zastanawiać się, czy jego też próbowała analizować i aż się wzdrygnął na tę myśl. Schował kartkę do kieszeni.
Niemalże w tym samym momencie usłyszał trzask tłuczonej porcelany i natychmiast spojrzał w tę stronę. Piękne stworzenie, które widział poprzedniego dnia stało nad rozbitą filiżanką kawy, a wokół niego zebrało się tłumek ludzi, którzy zapewne rzucili się na pomoc. Chłopak tylko głośno westchnął, odsunął ich od siebie z irytacją, warknął ”dam sobie radę” i przeklął pod nosem. Goya zaśmiał się krótko. Wyglądał jak kocur machający ogonem ze zdenerwowania, fukający na każdego kto się zbliży. Chłopak dostrzegł jego rozbawienie i jakby trochę się uspokoił. Nie minęło dziesięć sekund, a już ktoś podał mu nową filiżankę. Goya nie mógł wyjść z podziwu. Zapewne jego urok działał nie tylko na niego. Kobiety i mężczyźni w kawiarni, szczególnie mężczyźni, zachowywali się jakby służenie tej istocie sprawiało im przyjemność. Chłopak usiadł przy stoliku naprzeciwko i napił się swojej kawy. Włosy miał ułożone w gładkie fale, oczy podkreślone na czarno, żeby były bardziej wyraziste. Reszta w odcieniach granatu i fioletu… Goya miałby problemy z rozebraniem go. Wiązania, guziki, naszyjniki, pierścienie. Za dużo jak dla przeciętnego faceta. Dlaczego w ogóle zaczął myśleć o rozbieraniu go? Jakby w odpowiedzi, zyskał prowokujące spojrzenie znad półprzymkniętych powiek i słodki uśmiech. Nagle nabrał ochoty, żeby się do niego przysiąść. Nie zastanawiając się, pod wpływem impulsu, wstał z miejsca i zanim zorientował się co robi, uznał, że głupio byłoby teraz się rozmyślić. Wziął resztę swojego ciastka i pewnym krokiem zbliżył się do stolika.
-Wolne?
-A wygląda jakby było zajęte?- mruknął kocur z pewną figlarnością w głosie.
Goya usiadł i przez chwilę nie miał pojęcia co powiedzieć. Gdyby to była kobieta…
-Nowy. Słyszałem, że mamy nowego strażnika widmo, więc musisz nim być ty. Zgadza się?
-Tak.- Jego pewność siebie i uroda uderzyły go jak fala tsunami. Do tego żółte oczy jak u lwa.
-Jestem Romeo. To znaczy Alexander Romeo, ale i tak wszyscy mówią Romeo.
-Goya. Chociaż właściwie… nieważne.-uśmiechnął się do siebie. Pierwszy raz spotkał osobę, która też woli używać drugiego imienia zamiast pierwszego.
-Widzisz ich? Wszyscy są głodni sensacji. Jak tylko zorientują się kim jesteś zostaniesz nową gwiazdą. A to dopiero początek. Kiedy dostaniesz pierwsze zlecenie, ten grafoman z gazety, bodajże Myers, opisze cię jak bohatera narodowego, żeby potem znaleźć jakieś niewygodne fakty i cię oczernić-prychnął chłopak.
Goya nie mógł oderwać od niego oczu kiedy mówił. Miał do tego całkiem przyjemny głos.
-Myślałem, że jako strażnik widmo będę bardziej anonimowy.
-Kiedyś, bardzo dawno temu, to było osobne miasto, ale zostało otoczone przez tę metropolię za ogrodzeniem. Jednak ludzie nie chcieli żeby zostało wchłonięte i oddzielono je. Niestety prawnie tylko częściowo. Jesteś stróżem naszych sekretów. Jeśli ktoś obcy nie musi o czymś wiedzieć, ty dbasz żeby się nie dowiedział. Tak jest lepiej dla obu stron. Dlatego jesteś widmem.
-Brzmi…nielegalnie.
Chłopak znów uśmiechnął się zniewalająco.
-Wszyscy grzeszą.
-Ty też?
-Ja szczególnie. Ale to mój zawód.
Romeo subtelnie, acz zmysłowo przeciągnął palcami po włosach i szyi, żeby w końcu złapać srebrny wisiorek i trochę się nim pobawić. Zaśmiał się widząc zdezorientowaną minę Goyi.
-Tym właśnie się zajmuję. Umilam innym czas rozmową, flirtem… swoim towarzystwem.
-Jesteś…- byłemu policjantowi przeszło przez myśl niezbyt chlubne zajęcie.
-Chcieliby…- Romeo spojrzał w stronę kolejki. -Ale nie. Sam wybieram z kim spędzam czas i z kim sypiam.
-To dlatego tak o ciebie zabiegają…
-Czasami mam wrażenie, że wiedzą o mnie coś czego ja nie wiem.- Zmarszczył brwi i napił się kawy ze swojej filiżanki. -Mam pomysł. Możemy albo dalej siedzieć tak i rozmawiać o pierdołach, albo uznać, że jestem twoim pierwszym, nowym przyjacielem w tym miejscu i wybrać się na małą wycieczkę. Pokażę ci miejsca, które warto znać. I może po drodze kupimy ci kawę.
-Bawisz się też w przewodnika?
-Czasami- odpowiedział Romeo enigmatycznie. Zadziorny uśmiech nie znikał z jego twarzy.
-Chyba oszalałem, ale zgoda.
Kocur dopił kawę i wstał. Oparł się rękami na stoliku i nachylił do twarzy drugiego mężczyzny.
-Oszalałeś w momencie, w którym przekroczyłeś bramę, zapewniam cię- szepnął mu do ucha.
Goya poczuł przyjemny, świeży zapach uniwersalnych perfum, a jego policzek musnęły włosy chłopaka. Gdyby nie to, że zastygł w bezruchu owładnięty chmurką zmysłowości, spontanicznie pocałowałby Romeo. Otrzeźwiał, gdy ten śmiejąc się pociągnął go za ramię.
-Idziesz, czy nie?
Goya musiał dotrzymać kroku Romeo, który, jako przyzwyczajony do warunków dzielnicy szedł dosyć szybko i niespecjalnie zwracał uwagę na wystawy w witrynach sklepów odzieżowych, obuwniczych i jubilerskich, ciągnących się wzdłuż ulicy. Zatrzymał się dopiero przy malowniczej fontannie na placyku, gdzie stała czerwona budka z kawą. Droga w tym miejscu znów się rozdzielała na dwie. Za fontanną, naprzeciw nich, stał wyższy budynek ze sporą ilością okien. Goya bezbłędnie rozpoznał w nim szpital.
-Najpierw kupić ci kawę, czy opowiedzieć?
Mężczyzna nie zastanawiał się. Może nie był już senny, ale kawa zdecydowanie poprawiłaby ogólny stan jego organizmu.
Romeo przywitał się z dziewczyną w budce jakby znali się od lat. Miała głowę ogoloną do połowy, a resztę włosów przefarbowała na zielono. W wardze i nosie miała kolczyki i choć wyglądała futurystycznie, sprawiała wrażenie twardo stąpającej po ziemi.
-Jak leci, Nicki?- Podał jej pieniądze.
-Jak zwykle. Lekarze to kawowe wampiry. Latte?
Romeo odwrócił się do towarzysza, który aktualnie podziwiał rzeźby zwierząt przy fontannie.
-Chyba raczej czarna. To dla niego.
-A dla ciebie?
-Dzięki, ale nie.
-Byłeś w Red Velvet!- stwierdziła z wyrzutem.
-Otwierają wcześniej od ciebie. No i nie marudzą.
-Ale mnie zawsze możesz się poradzić i pogadać. A propos, to twój nowy amant?
-Nie- uciął krótko. -Widmo. Rób kawę, zamiast wtykać nos w cudze sprawy.
-Będziesz coś chciał…- Nie była obrażona, ale odeszła od okienka, żeby włączyć ekspres.
Tymczasem Romeo podszedł do Goyi.
-Podoba ci się fontanna?
-Widziałem kiedyś podobną. Kiedy byłem mały. Karmiłem przy niej gołębie z matką.
Chłopak przez chwilę milczał i sam przyglądał się wodzie wypływającej z pyska psa stojącego majestatycznie na dwóch łapach w otoczeniu małpy, tygrysa i żurawia.
-Jest stosunkowo nowa. Zaprojektowała ją żona obecnego burmistrza zanim zmarła. Podobno córka odziedziczyła talent po niej, tak samo jak urodę, chociaż nigdy panny na oczy nie widziałem- westchnął. -Teraz wiesz też gdzie jest szpital. A to rozgałęzienie dróg… Czekaj.- Przyniósł Goyi gotową kawę, rzucając Nicki spojrzenie mówiące ”ani się waż komentować”.
-Generalnie jeśli pójdziesz w prawo znajdziesz kino, teatr, hotel na jedną noc i bar ze striptizem, a jeśli pójdziesz w lewo- puby, najróżniejsze kluby… no i kolejny bar ze striptizem. To z rzeczy ciekawszych… Z mniej ciekawych, we wschodniej części dzielnicy jest kościół i miejscowy cmentarz, gdzie moja noga nigdy nie postanie. Ksiądz twierdzi, że deprawuję jego niewinne owieczki. Gdyby wiedział to co ja…
-Na przykład?- Goya wyczuł dobrą okazję, żeby podpytać o mieszkańców. Nie czuł się jeszcze zbyt pewnie. Potrzebował informacji, a kocur najwyraźniej należał do dosyć rozmownych.
-Na przykład taka pani psycholog. Dziewczyna lubi pójść w tango.
-Ciemnoskóra, rude włosy?- W głowie ex-niespełna-detektywa pojawiła się czerwona lampka.
-Poznałeś Nofret? To jedna z osób, którym lepiej nie zajść za skórę. Diablica we wszystkich dziedzinach życia. Miałem okazję sprawdzić ją nawet w pracy i w łóżku.
-Spałeś z nią?!
-Tak cię to dziwi?- Goya poczuł się odrobinę zawstydzony, bo przez własne odczucia wobec niego uznał automatycznie, że chłopak woli tylko mężczyzn.
-Była jedną z moich pierwszych klientek. Trochę spuściła ostatnio z tonu, ale nikt nie wie dlaczego. Nawet w plotkach nic nie ma na ten temat…
Goya poczuł w kieszeni wibracje telefonu. Wyciągnął go, a po spojrzeniu na wyświetlacz szybciej zabiło mu serce.
-Muszę odebrać.
-Nikt cię nie powstrzymuje.
Mężczyzna podniósł telefon do ucha.
-Tak, słucham panie burmistrzu?