Fancy little town -8- Kombinacje

Rażąco krótkie, ale podejrzewam, że mój mózg częściowo obumarł… Jak to u zombie. Ale żyję.

Wszyscy troje siedzieli w loży nie odzywając się do siebie, a Gen od niechcenia sączyła swojego fluoryzującego, różowego drinka. Charlie podkradł jej słomkę i wziął łyk, po czym skrzywił się z odrazą.

– Czego oni tam dolali?

– Dolali, czy dosypali… Kto to może wiedzieć? –figlarnie odpowiedziała dziewczyna, a Nofret spojrzała na Charliego jakby przestrzegając go przed tym co połyka.

– Weszłyśmy jako para… -zaczęła Nofret. –A z kim przyszedł Charlie?

Mężczyzna uśmiechnął się niewinnie.

– Przyszedł z prostytutką –wtrąciła Imogen z enigmatycznym uśmiechem. – Ładna blondynka. Każdy chce z nią tańczyć, dlatego teraz jest na parkiecie.

-Nie boisz się, ze stanie jej się krzywda?- spytała pani doktor. Ani na chwilę nie spuściła Charliego z oczu, nawet kiedy słuchała dziewczyny.

-Nikt nie ośmieli się jej tknąć. Nie muszę ci się spowiadać dlaczego, Jones –uciął krótko patrząc znajomej w oczy.

W tym samym momencie do loży wpadła blond piękność w złotej, przylegającej do ciała sukience, usiadła Charliemu na kolanach i pocałowała go w policzek. Nie mógł się nie uśmiechnąć. Złapał Cherry za szyję i pocałował dosyć brutalnie i krótko.

Nofret patrzyła na to z niesmakiem. Nie mogła pojąć jak ktokolwiek może z taką łatwością udawać ślad uczucia za pieniądze. Tymczasem Gen obserwowała tę scenę z czystą przyjemnością. Cherry wyłapał jej wzrok. Imogen oddałaby wiele, żeby móc patrzeć z ukrycia jak obsługuje klientów. Prosiła o to kilka razy, ale zawsze odmawiał. Nie byłby w stanie zapomnieć, że ktoś patrzy. Położył głowę na ramieniu Charliego.

-Znasz Nofret, Cherry?

-Nie miałem okazji poznać osobiście.

-Więc teraz już znasz- skwitował mężczyzna. –Może na chwilę zostaniesz z nią, a ja zatańczę z Imogen, a potem…- szepnął mu coś do ucha czego kobiety nie mogły usłyszeć, na co blondynka zareagowała pomrukiem akceptacji.

Nofret zdążyła zauważyć całkowity brak piersi u Cherry i sposób w jaki mówi, ale odrobina zaskoczenia zaraz znikła. Mieszkała w dzielnicy na tyle długo, by przywyknąć do podobnych indywiduów. Charlie posadził chłopaka obok , wziął Gen za rękę i siłą wyprowadził na parkiet przy dźwiękach jakiegoś rzewnego, drapieżnie podrasowanego walca. Ruda wpatrywała się w blond istotę milcząc, ale wiedziała, że nie wytrzyma długo niezręcznej ciszy. Cherry też to wyczuł.

-Wyglądasz na niezadowoloną, że tu jesteś- mruknął obojętnie i zabrał niedopity drink Imogen, zamoczył w nim usta i skrzywił się tak samo jak Charles wcześniej, z tą różnicą, że zaraz wziął następny łyk i go przełknął.

-Wrobiła mnie w to.

-Gen? Nie wiń jej, mieszkając z ojcem nabawiła się skrzywienia psychicznego. Ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej.

Pani doktor z przyzwyczajenia zaczęła go analizować. Zmęczony, znudzony, zmanierowany. Trochę zirytowało ją tak bierne nastawienie. Była zła na Charlesa za korzystanie z usług prostytutki i na Imogen za bezmyślność. Chciała już wrócić do domu i przestać wdychać nieznośny zapach perfum chłopaka, który w tym momencie zaatakował jej nozdrza. Kwiatowy, ale męski zapach. Spojrzała na niego spode łba. Nie dało się zaprzeczyć, że miał coś w sobie. Odpowiadał jej spojrzeniu bez skrępowania. Nawet nie zauważyła, kiedy Charlie i Gen, która wydawać by się mogło, że jest całkiem pijana, z powrotem weszli do loży. Charles zajął miejsce obok Cherry i objął go protekcjonalnie.

-Imogen nie umie tańczyć-stwierdził beztrosko, a dziewczyna zaśmiała się szczerze.

-Zamówiłam nam mojito.

-Nie lubię go. Jest kwaśny-westchnął Cherry.

Charlie trącił nosem jego policzek.

-Ty dostaniesz coś słodkiego, dobrze?

Cherry uśmiechnął się do niego i położył dłoń na jego kolanie. Wyglądali prawie jak prawdziwa, heteroseksualna para. Gen najwyraźniej czuła się w obowiązku zabawiać znajomych rozmową, bo zaczęła trajkotać jak katarynka. Nofret nie słuchała jej prawie w ogóle. Zwróciła uwagę dopiero, kiedy padło jej imię.

-…wiedziałaś, że to mój drogi ojciec sprowadził tutaj Cherry? Wydaje mu się, że o tym nie wiem. Co za naiwność. Dzisiaj rano obudził mnie jakiś hałas. Salzberg nie jest zbyt subtelny, miewa ciężką rękę…

-Dość, Gen!- warknął Charlie obserwując zmianę na twarzy blondynki. Fre zauważyła u niej wstyd i zakłopotanie. Imogen parsknęła lekceważąco, ale zamilkła. Charlie znów szepnął coś do ucha Cherry odrobinę poprawiając mu nastrój i przepraszając na chwilę wyszli.

Nofret nie znosiła być w takiej sytuacji. Lubiła kontrolę, ale w tym momencie była kompletnie zdezorientowana. Do tego córka diabła przysiadła się bliżej niej z tym drażniącym błyskiem w oku, jakby trzymała wszystkie asy.

-Charlie to dobry facet, Fre. Traktuje tę blond księżniczkę lepiej niż na to zasługuje. Chcesz znać prawdę? Gdyby Cherry była kobietą już miałabym młodziutką, całkiem zadowoloną, macochę.

-Pieprzysz-burknęła pani doktor, odchylając głowę i opierając wygodnie. Nie pomyślała nawet o tym, że eksponuje w ten sposób swoją szyję dla dziewczyny. –Nie każdy lubi być ciągnięty za włosy jak ty.

-To zwykłe upodobanie. Nie takie jak twoje. Zakochać się w pacjentce z zaburzeniami dysocjacyjnymi? Te wahania nastrojów  ci się podobają? To jej nie pomaga, możesz być pewna. Ona nie da ci tego co ja…

Dłoń Gen dotknęła uda Nofret, ale to podniosła głowę z oparcia i odtrąciła ją gniewnie.

-Zostaw mnie.

Imogen jak zwierzę wskoczyła jej na kolana okrakiem i momentalnie złapała za nadgarstki. Była dużo silniejsza niż wyglądała. Nofret próbowała się szarpać, ale nie miała szans. Gen osłoniła zaciśnięte zęby, trudno powiedzieć czy z wściekłości, czy tylko dla efektu, bo w takim stanie wydawała się jeszcze atrakcyjniejsza. Zaśmiała się jak wariatka i przycisnęła swoje usta do warg rudej. Nofret początkowo się poddała, ale kiedy tylko uścisk zelżał przypomniała sobie w jakiej jest sytuacji i ugryzła napastniczkę w dolną wargę. Dziewczyna syknęła, bo poczuła ból, ale nie zeszła od razu z jej kolan. Puściła tylko jej nadgarstki, żeby dotknąć dłonią małej ranki i dostrzec na palcach krew. Uśmiechnęła się gorzko i wstała.

-Nieźle- parsknęła i wytarła resztę na tyle zręcznie, żeby jej nie rozmazać. –Naprawdę.

Zmierzyły się nawzajem wzrokiem. Nofret była odrobinę zmieszana, a Gen tylko trochę zaskoczona i w jakiś sposób zadowolona. Fre poderwała się i mijając ją uciekła z loży. Dziewczyna za nią zaśmiała się do siebie i zlizała z palców krew. Dobrze się bawiła tej nocy prowokując innych i nimi manipulując. Jej działania nie miały określonego celu, miały tylko przysporzyć jej więcej zabawy. Lubiła myśleć o sobie jak o władcy marionetek. Jaki ojciec, taka córka.

Tymczasem Nofret klnąc w myślach i zemszcząc na wszystko na tym świecie, ignorując całkowicie fakt, ze zostawia socjopatkę samą w takim miejscu na oślep przebijała się przez tłum. Kiedyś była pewna swoich decyzji, zdeterminowana i pewna siebie. To ją ludzie uważali za ostrego gracza. Dopóki nie przyjęła spraw dwóch kobiet- Eri i Imogen, skrajnie od siebie różnych. Salzberg miał w zwyczaju początkowo dawać swoim pionkom łatwe zadania, by nie zdążyli się wycofać, a następnie zwiększać gwałtownie poziom trudności.

Charlie zauważył ją, gdy wbiegała już po schodach na górę, ale zdecydował się dać jej spokój. Cherry spojrzał na niego niepewnie. Był oparty o ścianę, zasłonięty od tańczącego tłumu przez postawną postać towarzysza. Charles uśmiechnął się do niego i pocałował delikatnie. Blondynka westchnęła, przygryzła wargę jakby oczekując więcej niż dostała.

-Więc powiesz mi o co chodzi, hmm? Zrobił ci coś?

-Nie. Tylko przewrócił stolik.

-Dlaczego?

Cherry jęknął, bo wcale nie miał ochoty rozmawiać na ten temat akurat z Charliem. Mężczyzna złapał go stanowczo za podbródek.

-Chcę wiedzieć, skarbie.

-Powiedziałem mu, że wolałbym obsłużyć całą jednostkę wojskową niż robić to z nim. Chciał mnie uderzyć, ale w ostatnim momencie się rozmyślił i ucierpiał tylko stolik.

Charlie parsknął śmiechem, ale zaraz się opanował, przypominając sobie jaki Salzberg potrafi być. Blond piękność złapała go za ramię.

-On mnie kiedyś zabije, albo…

Nie zdążył dokończyć, bo Charles znowu pocałował go, tym razem dużo dłużej.

Przyparł Cherry do ściany i jedną z dłoni złapał go za tyłek.

-Nie pozwolę mu.

-Nic nie poradzisz, jeżeli cię przy tym nie będzie- warknął Cherry i ściągnął z siebie jego dłoń.

-Salzberg ma obsesję. Przywlókł mnie tutaj w najgorszym momencie mojego życia, nie z litości, tylko dlatego, że mnie pragnął. Jest gotowy dać mi co tylko zechcę, pod warunkiem, że będę tylko jego. Ale ja go nie chcę, bo jest zły, skorumpowany i agresywny. Najbardziej go boli, że mógłby mnie wziąć, nawet wbrew mojej woli, ale bym z nim nie został. Słyszę tylko prośby, a potem groźby, żebym wreszcie przestał się puszczać i poszedł z nim. Boję się go kiedy wpada w furię, ale nie mam zamiaru ulec.

-Dla twojego dobra…

-Pieprzyć moje dobro. Romeo kiedyś uległ podobnej żmii i nie wyszedł na tym ani odrobinę lepiej.

-Masz rację. Niestety. Taki twój urok.

-Po co w ogóle pytałeś, hmm? Nie jestem dla ciebie nikim ważnym.

-Nie przejmuję się, to źle, przejmuję się, też źle? Czego ty, do cholery chcesz?!

-Idiota-skwitował krótko Cherry i ruszył do wyjścia, podobnie jak wcześniej Nofret, a Charles nie miał zamiaru go zatrzymywać. Miał ochotę zapalić, ale zamiast tego wrócił do loży, gdzie Gen bawiła się komórką od niechcenia.

-Co zrobiłaś Fre?

-Co zrobiłeś blondi? Widzę po minie, że cię zostawiła. Wiesz dlaczego?

-Nie.

-Bo jesteś idiotą. -zaśmiała się jak hiena. -Sam do tego dojdziesz. Za jakiś czas. A na razie przynieś mi drinka.

-Nie jestem twoim służącym.

-Stoisz bliżej wyjścia.

-To żaden argument. Masz być zresztą trzeźwa, żebym mógł cię odeskortować do ojca.

-Ale ja nie mogę być całkiem trzeźwa, żeby grać jego kochaną córeczkę. Przynieś drinka.

Nofret natomiast stała oparta o barierkę przy schodach do klubu i zbierała myśli. Cherry zauważył ją i mruknął smętne ‚hej’. Stanął obok niej. Spojrzała na niego spode łba, więc o nic nie pytał. Stali tak w milczeniu, aż ruda nie wytrzymała.

-Czemu nie jesteś z nim? Zapłacił ci za towarzystwo.

-Poprosił mnie, a to lekka różnica.

-Poprosił?- szepnęła do siebie. Jej pogląd na sytuację zmienił się. Dopasowując nowe elementy układanki doszła do zaskakującego dla niej wniosku. Zmierzyła ją wzrokiem. Charles zapatrzony w swojego Alexa na pewno tego nie zauważa. Poczuła pewien rodzaj więzi, bo sama czuła się podobnie w stosunku do Eri.

-Rozchmurz się, iskierko. On by nie zauważył słonia, choćby stał tuż przed nim.

Cherry parsknął. -Aż tak widać?

-Powiedzmy. W którą stronę idziesz?

-Nie w tą samą co ty.

-Przestań. Ktoś taki jak ty nie powinien spacerować sam o tej godzinie. Mnie nikt nie tknie. Podobno noszę przy sobie nóż.

-To prawda?

-Nie. Ale pożyteczna plotka.- oboje musieli się uśmiechnąć. –No chodź, iskierko.

Ogłoszenia parafialne czy coś tam

Pochłania mnie chwilowo opowiadanie na konkurs do antologii i własny, dosyć obszerny ”projekt”(?) (Horror/Love story-tak, roboczy tytuł ssie…). W każdym razie- następny rozdział ma tylko 3 strony w wordzie(gdzie inne mają 5 i więcej ^^; i tak mało, ale trudno) i nie jestem pewna kiedy go skończę, bo dostęp do komputera mam tylko w piątki i soboty. Chciałabym zresztą napisać coś na zapas, żeby nigdy więcej nie pisać w jakimś dziwnym pośpiechu, z którego i tak nic nie wychodzi. Jak będę coś mieć to jakoś się przypomnę 😉 Ale nie umarłam- ciągle tu jestem. xD

Apple

apple

 

Po pierwsze: Romeo i Goya. (Nie ma dla mnie nadziei…)

Po drugie: A jabłko jest optymalnie wieloznaczeniowe- erotyka, zdrada itd.

Po trzecie: Miles McMillan-następna wersja Kocura będzie pewnie łudząco do niego podobna, bo facet jest cudownie dziko-uroczy. Tumblr mania ciąg dalszy.

(PS)

A zdolności rysownicze idą w las… nie wspominając nawet o malarstwie… a plener coraz bliżej… Niech bogowie świata mają mnie w swojej opiece… xD

Fancy little town -7- Dr Jones

Krótko i zbyt późno, ale mój dostęp do komputera jest bardzo ograniczony. 😦

 

 

Nofret nakładając swój codzienny makijaż przy zabytkowym stoliczku usłyszała pukanie do drzwi.

– Tak, Sadie? -spytała głośno.

Młodziutka gosposia weszła do środka, zbliżyła do pracodawczyni i spuściła wzrok. Mimowolnie czuła się niezręcznie w towarzystwie tej kobiety. Kruczoczarne włosy Sadie tworzyły wyraźny kontrast z białą jak śnieg skórą. Wyglądała uroczo w uniformie.

– Śniadanie jest gotowe, proszę pani. Nofret uśmiechnęła się do niej.

– Dziękuję. Kiedy skończysz sprzątać w salonie możesz iść do siebie. Obiad i kolację zjem gdzie indziej.

Gosposia dygnęła z wdziękiem i wyszła. Pracodawczyni przez moment patrzyła za nią. Niesamowite jak ta dziewczyna poruszała biodrami. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Włosy płonące pomarańczem i czerwienią były oczywiście farbowane. Fioletowe soczewki zasłaniały naturalny, miodowy kolor jej tęczówek. Nos był mniejszy. Poddała go korekcie chirurgicznej za namową matki. Odcień skóry podkreśliła kremem z drobinami złota. Westchnęła ciężko. Matka miała zawsze ambicje zrobić z niej modelkę. Wszystko miało pomóc jej w karierze-od dziwnego, egipskiego imienia do zmian w jej fizyczności. Jej bunt przebiegał inaczej niż większości dziewczyn, bo zamiast iść na casting złożyła papiery na studia medyczne i zrobiła dwie specjalizacje.

Zatrudniono ją jednak w Fancy Town głównie ze względu na jej przyjemną dla oka powierzchowność, podobnie jak resztę tamtejszych lekarzy. Była ich raptem garstka. Szpital posiadał jedną karetkę w razie nagłych wypadków, na tyle małą żeby zmieściła się w wąskich uliczkach. Nie wyjeżdżała często, ale jeżeli już, to do przypadków w stylu próby samobójczej albo postrzału. Normalne wypadki stanowiły bardzo mały procent wezwań. Nie było tam ludzi naprawdę starych, ani zbyt wiele dzieci. Taka była specyfika dzielnicy. Oprócz standardowych oddziałów chorób wewnętrznych, chirurgii ogólnej, położnictwa i ginekologii, pediatrii oraz anestezjologii i intensywnej terapii, dobudowano jedno skrzydło z tyłu budynku specjalnie dla psychiatrii i psychologii, które formalnie nazwano kliniką. To co figurowało w papierach nie miało pokrycia ze stanem faktycznym. Nofret dostała od burmistrza widmowe stanowisko nadzorcy szpitalnego. Miała pilnować, żeby dane o pacjentach, szczególnie tych z problemami natury psychicznej nie wydostały się poza dzielnicę. Między innymi dane o jego jedynej córce, Imogen Salzberg, nazywanej przez jej znajomych Gen.

Nofret wstała i wyciągnęła z trzydrzwiowej szafy czarne, lejące spodnie, biało-czarny gorsetowy top i z szafki na buty żółte szpilki. Ubrała się, rzucając szlafrok niedbale na łóżko pod baldachimem i zeszła na półpiętro do jasnej jadalni, gdzie czekał na nią stół nakryty białym obrusem na którym zostały ustawione dwie patery z owocami i talerz ze świeżo przygotowanymi naleśnikami z sosem mandarynkowym, obok w koszyku bułeczki scones i na małym spodeczku masło oraz dżem truskawkowy. Obok jeszcze stała miseczka z gęstym jogurtem greckim.

Nofret szybko przywykła do luksusów. Mogła jeść to na co miała ochotę i kiedy miała ochotę. Nikt nie chodził za nią mamrocząc, żeby się zważyła. Miała normalne, kobiece kształty, z których w obecnej sytuacji była całkiem zadowolona.

Zjadła pożywne śniadanie i wyszła do pracy. Dojście do szpitala nie zajęło jej więcej niż kilka minut. Jej mieszkaniem była w końcu jedna z pobliskich kamienic, którą sama wybrała.

Poprzedniego dnia w klinice spotkała się z Eri i teraz nie była pewna, czy wszystko z nią w porządku. Eri Fujishima była córką japońskiego przedsiębiorcy. Jej problemy zaczęły się po tym, jak w wieku pięciu lat straciła w wypadku siostrę bliźniaczkę. Ostatnimi czasy miały miejsce wydarzenia, które spowodowały u niej kolejny wstrząs, mogący doprowadzić do nawrotu choroby, która stopniowa wyniszczała jej umysł, powodując problemy z odróżnianiem rzeczy i uczuć realnych, od tych urojonych. Jej przypadek była najtrudniejszym z tych, którymi w tym momencie zajmowała się Nofret. Istniał jednak jeszcze drugi powód troski młodej pani doktor o tę pacjentkę, a mianowicie specyficzna więź, która połączyła je od pierwszego spotkania. Bardzo intymna i niebezpieczna, wahająca się na granicy rozsądku i etyki, jednak zbyt uzależniająca by ją ignorować. Obcasy Fre wystukiwały równy rytm na betonowej podłodze, pokrytej cienką warstwą linoleum. Podskoczyła ze strachu, kiedy wchodząc do swojego gabinetu zza drzwi wyskoczył nie kto inny jak Gen Salzberg, śmiejąc się histerycznie jak psychopatka po obejrzeniu reakcji starszej kobiety.

– Niespodzianka, panno Jones!

Nofret poczuła jak jej serce, które nagle niemalże wyskoczyło z jej piersi, powoli wraca do regularnego rytmu i zamknęła za sobą drzwi.

– Ty mała kretynko!

Gen przestała nawet się uśmiechać i zrobiła smutną minę często słownie poniewieranej dziewczyny. Czarnoskóra tylko westchnęła i wywróciła oczami.

– Przestań z tym wzrokiem zbitego psa. Ten kit możesz wciskać ojcu, ale nie mnie. I popracuj trochę nad budowaniem atmosfery, bo na razie twoje aktorstwo nadal jest marne i często narażasz nas obie swoją amatorszczyzną.

Gen momentalnie zmieniała wyraz twarzy na oburzenie.

– Że niby jestem kiepska?!

– Tak. Cholernie kiepska. Nawet ta chuda pijawka Isadora lepiej udaje.

– Myślałam, że się przyjaźnicie.

– Bo tak jest. Co nie zmienia faktu, że jest chudą pijawką.

Obie kobiety parsknęły śmiechem w którym brak było jakiegokolwiek śladu rozbawienia.

– Powinnaś dogadać, się z tropicielem, bo będzie miał przez ciebie problemy.

– Powłóczę się po mieście jeszcze z dzień, a potem zobaczę.

– Gdzie się zatrzymałaś?

– Pomieszkuję tu i tam.

Nofret spojrzała na nią spode łba i ominęła, żeby usiąść w swoim skórzanym fotelu za biurkiem. Dopiero kiedy usiadła, a Imogen oparła się dłońmi o blat zadała pytanie, które powinno być pierwszym w ogóle.

– Czego ode mnie chcesz?

Dziewczyna uśmiechnęła się zawadiacko. Włosy miała związane w koński ogon, a długą grzywkę wyprostowaną, żeby tworzyła drapieżne pazurki z boku jej dziewczęcej twarzy. Nofret chcąc nie chcąc widziała jej biust, choć mały, z tej perspektywy niemalże wyskakiwał spod czarnej, obcisłej bluzki. Paznokcie dłoni pomalowane na krwistoczerwono, makijaż wampa i skóropodobne spodnie też upodabniały delikatną i słodką córkę Salzberga do drapieżnika jakim stawała się, kiedy uciekała ze złotej klatki, w której przyszło jej żyć.

– Chciałam cię trochę podręczyć…- Fre czekała na dalszą część odpowiedzi. – …I zaproponować wspólne wyjście do ”Poppy”.

– Nie. -reakcja był natychmiastowa.

– Organizują coś na kształt balu dzisiaj po północy- kontynuowała Gen ignorując odmowę.

– Idź sama.

– Nie mogę. Zaproszenia są dla par. Zresztą w twoim interesie jest żebym wróciła stamtąd cała i zdrowa.

– Dlaczego tak mnie wrabiasz, co? Wiesz, że nie mogę już się wycofać, po tym jak sama nie wiem ile razy dzwoniłaś do mnie, bo byłaś pijana, albo nie mogłaś wrócić do domu, bo wzięłaś ekstazy albo dręczył cię jakiś facet. Tak, jestem za ciebie odpowiedzialna, bo nie mogę zostawić cię na pastwę losu.

– Nie. Nie chcesz mnie zostawić, bo lubisz kiedy twoje kobiety są szalone.

Pani doktor nie miała żadnego kontrargumentu wobec tej wypowiedzi. Wpatrywało się tylko w twarz Imogen z lekko otwartymi ustami próbując wyczytać z niej jakiekolwiek konkretne emocje albo ślad fałszu. Wtedy zrozumiała dlaczego została zaszczycona osobistą wizytą zamiast rozmowy telefonicznej. Gen próbowała uwodzić ją na swój chory, aczkolwiek skuteczny sposób. Imogen podniosła się i znów uśmiechnęła triumfalnie.

– Zadzwonię kiedy będę pod twoja kamienicą. -stwierdziła, nie spodziewając się dalszych protestów i wyszła.

Nofret zauważyło, że jej biodra nie poruszają sie tak wdzięcznie jak u Sadie, bo dziewczyna założyła zwykłe trampki, żeby łatwiej było jej biegać i wspinać się , jeśli trzeba. Nie zdążyła nawet przeanalizować sytuacji, bo do gabinetu zapukała pielęgniarka z recepcji informując ją, że pierwszy pacjent już czeka. Sprytna małpka musiała usłyszeć, że się zbliża i zdążyła zabrać się w odpowiednim momencie. Posiadała wyjątkowy talent do przemieszczania się niczym duch, będąc widzianą tylko wtedy, gdy tego chciała.

Fre odrzuciła na ramię rozpuszczone, rude włosy i wzięła do ręki kartę pacjenta, spychając myśli o wizycie córki diabła na dalszy plan, zamiast tego biorąc się za pracę.

Chciała być maksymalnie profesjonalna we wszystkim co robi. Mężczyzna, którego przyjmowała teraz w gabinecie był tuż po pierwszej próbie samobójczej i nie potrzebował lekarza, który będzie rozmyślał o kobiecych biustach. Miał skórę jeszcze ciemniejszą niż ona i wielkie ciemne oczy jak u wiecznie czujnej sarny. Uroda raczej przeciętna, ale oczy tak przenikliwe, że kobieta miała wrażenie, że bez problemu mogłaby dostrzec przez nie duszę.

Po skończonej pracy czuła się tak przytłoczona cudzymi problemami, że całkowicie zapomniała o Imogen, dopóki siedząc w samej bieliźnie w swoim ulubionym fotelu, nie odebrała telefonu.

-Jesteś już gotowa?

Parę sekund jej mózg miał problemy z dopasowaniem głosu do konkretnej osoby i sytuacji. Kiedy w końcu udało mu się wszystko połączyć z ust Nofret wydobył się zbolały jęk.

– Czekaj, wejdź.

Rozłączyła się i zeszła na parter, żeby otworzyć. W drzwiach stała Gen cała w czerwieni od szminki na ustach, przez krwistoczerwoną sukienkę, aż do szpilek. Do tego na dłoniach miała czerwone, koronkowe rękawiczki i przydymione oczy, niczym drapieżnik. Włosy jakby niedbale spięte na karku. Westchnęła sugestywnie i uśmiechnęła się.

– Gorąco mi.

– Nie ma upałów. Chyba, że zdążyłaś już się napić, to by wszystko tłumaczyło.

– To chyba raczej dlatego, że jesteś prawie naga.

– Zapomniałam. –mruknęła ruda bezuczuciowo, ale całkiem szczerze.

Zostawiła Imogen przy drzwiach, licząc na jej wrodzoną inteligencję i poszła się ubrać, zatrzymując się jeszcze tylko na moment na schodach, żeby głośno spytać, czy są jakieś konkretne wytyczne co do stroju. Usłyszała w odpowiedzi, że po prostu adekwatnie do lokalu.

‘’Poppy’’ mieściło się praktycznie w podziemiach. Dosyć rozległych jak na klub. Wchodziło się do niego przez zaplecze miejscowego zegarmistrza. Zła sława tego miejsca wynikała z oczywistego faktu, że można tam było załatwić każdą sprawę, od narkotyków, podobno nawet do zlecenia morderstwa. Trzeba było tylko wiedzieć kogo szukać. Obowiązywał specyficzny dress code, który Nofret udało się tylko częściowo zgłębić. Wystarczająco, żeby wpasować się w tłum.

Wygrzebała z głębi szafy fioletową, przylegającą sukienkę z gołymi plecami i czarne szpilki z paseczkiem. Makijaż nie zajął jej więcej niż dziesięć minut. Zeszła na dół zastając Gen na czytaniu najbardziej sprośnej książki jaką znalazła opartą o ścianę obok schodów.

-Widzę, ze znalazłaś sobie ambitną literaturę.

Gen podniosła oczy i spojrzała na Nofret przez kilka sekund nie odzywając się słowem.

-Coś nie tak?

-Myślałam, że nie będziesz chciała rzucać się w oczy.

-Z tobą to i tak niemożliwe. Interpretuj mój strój jak chcesz, ale albo mi się wydaje, albo zaraz będziemy spóźnione.

Imogen uśmiechnęła się zawadiacko i podniosła łokieć  oferując pani doktor. Ruda objęła go z westchnieniem.

-Więc idziemy, księżniczko.

Niepokoiło ją, że zaczyna dobrze się czuć w towarzystwie kogoś tak niestabilnego emocjonalnie. Nabyta podejrzliwość wobec córki Salzberga niebezpiecznie słabła, a uroda, buntownicza natura i pierwiastek, charakterystycznej dla mężczyzn, pewności siebie wobec innych kobiet mocno oddziaływały na jej zmysły.

W drodze Imogen ciągle mówiła. O tym jak przyjemny jest wieczór, z kim ostatnio się spotkała i o tysiącu innych błahych spraw. Bredziła bez sensu, ale w tak czarujący sposób, że to nie miało żadnego znaczenia.

Kiedy zeszły do ‘’Poppy’’ Nofret nagle zawahała się czy podjęła dobrą decyzję. Wystrój nie zmienił się, ciągle był klasycznie piwniczny, z zimnymi murami i głębokimi niszami w których znajdowały się loże za grubymi, czarnymi zasłonami. Światło było zielonkawe i kojarzyło się jednoznacznie z barwą absyntu, a zza zasłon czerwone. Imogen nazywała je ze śmiechem burdelowym. Od razu podeszło do niej kilka podejrzanie wyglądających osób, które ruda widziała pierwszy raz w życiu. Tłum coraz bardziej się zagęszczał, a płynąca z ukrytych w mroku głośników muzyka przypominająca mieszaninę cold wave i metalu skutecznie potęgowała mroczną atmosferę.

No może z wyjątkiem jednego mężczyzny.

-Witam panią doktor!- przywitał ją entuzjastycznie Charlie. Zaskoczyła ją jego obecność w takim miejscu, ale trzeba przyznać, ze prezentował się świetnie w krwistoczerwonej marynarce i z czarnym eyelinerem. Gen objęła go w pasie i położyła dłoń na jego klatce piersiowej.

-Myślałam o tym co powiedziałaś i do niego zadzwoniłam. Będzie moim bodyguardem aż skończy się zabawa.

-To po cholerę mnie tu ciągnęłaś?- spytała na tyle głośno, żeby wyrazić swoją dezaprobatę i na tyle cicho, żeby nikt inny nie zwrócił uwagi.

-Zaprosiłam cię, prawda? Byłoby nieuprzejmie to odwołać- stwierdziła beztrosko dziewczyna i uwiesiła się teraz na jej ramieniu jak natrętny facet. Zanim starsza z kobiet zdążyła cokolwiek powiedzieć albo odepchnąć ją od siebie usłyszała słodki, aczkolwiek niepokojący szept.

-Będziesz moja. Jesteś moja. Wiem wszystko o wszystkich. I wiem o Eri.